Legenda o trzech żywych i trzech umarłych – powstała w średniowieczu opowieść o spotkaniu trzech młodzieńców z trzema zmarłymi. Młodzieńcy udali się na polowanie. Przypadkiem trafili na cmentarz, gdzie w otwartych trumnach leżały trzy trupy w różnych stadiach rozkładu. Często podawano, że byli to król, papież i
Legendy Dolnośląskie Czasem się zdarza, że nasze wady sprawiają innym ludziom wiele kłopotów, jednak gdy ma się tych wad kilka, bywa, że jedna naprawia skutki tej drugiej. Tak też się stało w Złotoryi. Otóż Książe Bolesław Łysy z Legnicy był człowiekiem bardzo porywczym a do tego jeszcze niecierpliwym. Jego szybko wydawane wyroki były najczęściej brzemienne w skutkach. Książe nie troszczył się o to czy jego poddanych. Nie przejmował się też skutkami swoich poczynań. Najważniejsze dla niego było, że sprawa została załatwiona szybko i nie musi więcej marnować swojego cennego czasu. Jednak proces się przedłużał, z Książe nie miał zamiaru poświęcać mu więcej czasu, szczególnie, że miał inne wiele ciekawsze zajęcia. Zerwał się więc na równe nogi i ogłosił, że jego zdaniem mężczyzna jest winny i należy skrócić go o głowę. Zanim wskoczył na swojego konia i odjechał dodał jeszcze, że przed zachodem słońca chce pisemnej relacji z wykonania wyroku. Zdarzyło się pewnego razu, że Książe Bolesław Łysy zasiadł w składzie sędziowskim. Rozpatrywano sprawę ciężkiej zbrodni, którą miał wykonać mieszkaniec Złotoryi. Niczego jednak nie udowodniono. Większość mieszkańców uważała oskarżonego za niewinnego, gdyż uchodził za bardzo uczciwego, bogobojnego mężczyznę. Tak więc starano się uzyskać dla niego uniewinnienie. Na szczęście sędziowie wyżej cenili sobie sprawiedliwość i życie mężczyzny, dlatego kontynuowali proces. I rzeczywiście okazało się że człowiek ten jest zupełnie niewinny. Jednak cóż teraz począć? Książe wydał już wyrok i wszyscy wiedzieli, że na marne prosić go o zmianę decyzji i ułaskawienie. Co rozkazał, musiało być wykonane i już. Pozostała tylko jedna nadzieja na uratowanie niewinnego człowieka. Pozostawiono lekko uchylone drzwi do loch, niby przez przypadek. Skazaniec uciekł a Księciu powiedziano, że wyrok został wykonany zgodnie z jego wyrokiem. Nie znaleziono innego sposobu i kłamstwo było w tej sytuacji mniejszym złem niż śmierć niewinnego. Kiedy sprawa wydawała się już zapomniana, nieszczęsny skazaniec wrócił do swojej rodzinnej wioski i ponownie rozkręcił swój dawny interes. Cóż los chciał, że i Bolesław Łysy znowu pojawił się w Złotoryi. Kiedy Książe skręcił w jedną z uliczek ujrzał skazanego przez siebie na śmierć mężczyznę, niosącego na plecach kosz i podpierającego się laską. Mężczyzna na widok swojego oskarżyciela stanął jak wryty, a na twarzy zrobił się blady niczym śmierć. Spodziewał się bowiem, że Książe zażąda wykonania wyroku. Jednak uratowała go druga zła cecha Księcia, a mianowicie to, że był on bardzo przesądnym człowiekiem i wierzył we wszelkie zabobony. Tak więc i on stał cały blady , wstrzymał konie i nie poruszał się patrząc na mężczyznę z koszem na plecach. Zrobiło mu się słabo, ze aż zamknął oczy. Właśnie ten moment wykorzystał nieszczęsny człowiek i prędko zniknął z pola widzenia. Tak więc gdy Książe otworzył oczy nikogo przed sobą nie ujrzał. Władca wyglądał jakby zobaczył ducha, który przybył po jego duszę. Pomyślał bowiem, że zjawa nie szukała tu nikogo innego jak tylko swego niesprawiedliwego sędziego. Książe postanowił jak najszybciej opuścić to miejsce. Od tamtego czasu już nigdy nie pojawił się w Złotoryi, a i mieszkańcy tego grodu za nim nie tęsknili.
Z legendy o Złotej Kaczce dowiesz się, że tylko dzieląc się swoimi dobrami z innymi, możemy osiągnąć prawdziwe szczęście. Z dwoma rybakami z nadwiślańskiej osady i zakonnikiem Barnabą udasz się do leśnego źródełka, aby schwytać syrenę, a z dzielnym Janem Ślązakiem wyruszysz na ratunek dzieciom, które zostały uwięzione
W Bari, dużym, portowym mieście nad Adriatykiem, św. Mikołaj jest obywatelem nr 1. Jest patronem miasta, przyczyną, powodem i głównym bohaterem największego święta, a także źródłem niewyjaśnionej do dziś, mistycznej tajemnicy płynnej manny, którą od ponad tysiąca lat święty obdarza cierpiących i potrzebujących. Grób Świętego Mikołaja Fot. Paweł KubisztalWŁOCHY. Z Bari wyjeżdżamy z sercem, duszą i umysłem otwartym na człowieka. Zapewne to dar, który Święty Mikołaj fundował i funduje wszystkim przybywającym do jego miasta, nie tylko w grudniowy jego grobu pielgrzymują chrześcijanie Wschodu i Zachodu. Skąd w Bari wziął się św. Mikołaj? Co to za manna? Jeden kościół i dwa wyznania? Dlaczego 8 maja obchodzone jest jego święto, a nie podczas grudniowej nocy? Wszystko wydaje się być gmatwaniną, porównywalną jedynie z labiryntem wąskich, chaotycznych uliczek barijskiego Civita Vecchia. No i ten Mikołaj - biskup z gorącego południa z trzema kulami, zamiast lapońskiego zaprzęgu z siódemką reniferów i czarnym pasie na opasłym brzuchu... *** Z portu lotniczego im. Karola Wojtyły w Bari (tak, tak!) do centrum miasta wiezie nas autobus. Stare Miasto, owiane mroczną legendą nożowników o niepohamowanym temperamencie południa i łobuzów spod ciemnej gwiazdy, wita nas słońcem, gwarem rozbudzonego życia, zapachem przygotowywanych obiadów i świeżością wywieszonego na każdym metrze kwadratowym falującego prania. Zaskoczeni widokiem kobiet rolujących w dłoniach makaronowe cudeńka, życiem wylegającym przez pootwierane na oścież drzwi domów, nieco skrępowani zaciekawionymi spojrzeniami tubylców, odważnie ruszamy w miasto. W ukrytych podwórkach spokój, cisza, którą od czasu do czasu rozdziera gardłowe włoskie "volare". To na razie wszystko. Uśmiechamy się więc. Nie żałujemy, bo w zamian otrzymujemy setki uśmiechów, pozdrowień od autentycznego, jeszcze nie ujętego w karby unijnych przepisów życia - sklepikarzy, handlarzy ryb i owoców morza. Skąd ta ponura sława? Może dowiemy się wieczorem... Idziemy w stronę słynnej XII-wiecznej Basilica di San Nicole, położonej tuż nad brzegiem błękitnej morskiej toni. Wszak Sanda Necole va per mare - Święty Mikołaj morzem przybywa. *** Jak to się stało, że to właśnie Bari posiada cenne relikwie biskupa z tureckiej Miry? Mikołaj, urodzony około 276 roku w tureckiej Patarze w zamożnej rodzinie żarliwych chrześcijan, już jako dziecko postanowił ofiarować życie Bogu, służąc ubogim i potrzebującym. I już wtedy dał się poznać jako dobry człowiek, wrażliwy na ludzkie potrzeby i krzywdy. Owiane legendami są jego nocne wyprawy z podarunkami do najbiedniejszych nie tylko w Turcji, ale i w Palestynie, czy Egipcie, do których wędrował naśladując Chrystusa. Odziedziczony po rodzicach majątek też rozdał - ubogim w rodzinnej Patarze. Nie inaczej działo się, gdy został biskupem w tureckiej Mirze. Najsłynniejsza opowieść, związana z postacią świętego Mikołaja, mówi o trzech workach złota podrzuconych do domu trzech panien na wydaniu. Ich ojciec, popadłszy w tarapaty finansowe, nie był w stanie zapewnić im wymaganego przy zamążpójściu posagu. Chciał więc sprowadzić dziewczęta na drogę nierządu. Mikołaj, ofiarując potajemnie trzy worki złota, uratował je od hańby. Inne legendy mówią o wskrzeszeniu trzech chłopców zamordowanych przez oberżystę, a także o uratowaniu marynarzy w czasie wielkiego sztormu. Stąd też Mikołaj jest patronem tak wielu: marynarzy, osób skrzywdzonych, wędrowców, panien na wydaniu, dzieci, flisaków, cukierników, gorzelników, piwowarów, jeńców, rybaków, żeglarzy, wreszcie pojednania religii chrześcijańskiej Wschodu i Zachodu, obrońców wiary...*** Mikołaj zmarł w Mirze 6 grudnia około 342 r. Ciało złożono w sarkofagu, który do XI wieku był celem pielgrzymek całego chrześcijańskiego świata. Ślady legend związanych z jego osobą możemy odnaleźć nie tylko w tradycji obdarowywania się prezentami w dniu rocznicy śmierci biskupa - 6 grudnia. Także w ikonografii z udziałem świętego Mikołaja. Najczęściej przedstawiany jest jako biskup w purpurowych lub złotych szatach z Ewangelią, na której widnieją trzy złote kule - na znak trzech mieszków złota. Czasem jako biskup wrzucający złote jabłka przez okna domu, niekiedy w towarzystwie trzech chłopców. Świat ikonografii prawosławnej przedstawia Mikołaja w stroju biskupim rytu greckiego. 8 maja 1078 r., w obliczu zagrożenia zbeszczeszczeniem relikwii przez podbijających Mirę muzułmanów, włoscy kupcy i piraci wykradli relikwie świętego biskupa i - drogą morską - przewieźli je do Bari. 29 września 1089 r. papież Urban II w bazylice wystawionej ku czci św. Mikołaja uroczyście poświęcił jego grobowiec. Jeszcze w tym samym roku w Bari odbył się synod biskupi, będący próbą scalenia kościoła prawosławnego i rzymskiego. Przewodniczył mu papież Urban II. Od momentu przewiezienia ciała biskupa Mikołaja do Bari kult świętego rozprzestrzeniał się coraz dalej, stawiając miasto pośród zaszczytnego grona najważniejszych miejsc pielgrzymkowych średniowiecznej Europy. U grobu Mikołaja dokonywały się liczne cuda. Jedną z największych zagadek jest słynna cudowna manna - substancja o perłowym kolorze i pięknej woni, wydobywająca się nieustannie z sarkofagu świętego. O owym płynie wspominano już w V wieku - miał się wydostawać ze szczątków świętego już w tureckiej Mirze. Lecznicza manna jest co roku pobierana z sarkofagu w rocznicę przybycia ciała biskupa Mikołaja do Bari, czyli 8 maja. To wielkie święto. Uczestniczy w nim nie tylko Apulia, ale także wielu pielgrzymów z całego świata. Tego dnia do barijskiego portu wpływa pięknie udekorowany żaglowiec. Dwumetrowa figura świętego, która znajduje się na jego pokładzie, zostaje przeniesiona na odświętnie przystrojony wóz. Jedzie on następnie - w uroczystym orszaku - ulicami Bari do bazyliki dominikanów, gospodarzy tego miejsca. W tym właśnie dniu każdy pielgrzym ma niepowtarzalną okazję otrzymania fiolki z kroplą manny o cudownych, leczniczych właściwościach. *** W Muzeum poświęconym historii Bari i Świętego Mikołaja, znajdującym się obok bazyliki, zobaczyć można - oprócz diademu średniowiecznego władcy - gromadzone od XVI wieku karafki z resztkami perłowej manny. Trudno mieć obojętny stosunek do bezcennych dla chrześcijańskiego świata ozdobnych butelek i buteleczek. Na ich ściankach wyraźnie widać ślady zaschniętego perłowego płynu z kości Mikołaja. Chyba popadamy w dewocję, i jest nam z tym przyjemnie. *** Bazylika Świętego Mikołaja jest wyjątkowa z kilku względów. Podziemia, w których znajduje się sarkofag, posiadają dwie kaplice - prawosławną i katolicką. Wybudowane obok siebie gromadzą - modlących się ramię w ramię do jednego świętego - wyznawców dwóch odłamów jednej religii. To piękne spotkanie dwóch kultur, dwóch tradycji w osobie jednego Boga i jednego to emanuje wyjątkową energią, atmosferą pokoju, pojednania i wszystkiego, co niesie ze sobą postać dobrego, świętego biskupa. Osobliwością kaplicy jest słup, przy którym - wedle tradycji - biczowany był Jezus oraz piękna średniowieczna ikona z wizerunkiem Mikołaja w szacie wykutej ze srebra. Wnętrze górnej bazyliki to monumentalne, przepiękne dzieło architektury gotycko-normańskiej z halowym sufitem pokrytym mozaiką. Jest w niej i polski akcent. Za ołtarzem umieszczony został sarkofag polskiej królowej - żony Zygmunta Starego - Bony z rodu Sforzów, do którego należało w XV stuleciu księstwo Bari. Renesansowy sarkofag ozdabiają figury - polskiego świętego Stanisława i patrona bazyliki - Świętego Mikołaja. Nad sarkofagiem do początku XX wieku widniały freski przedstawiające postacie polskich świętych i królów św. Kazimierza Królewicza, św. Jadwigi Śląskiej, św. Stanisława Kostki i św. Ludwika Gonzagi, a także Anny Jagiellonki i Zygmunta III Wazy. O ich losie przesądził renesansowy charakter - nie pasujące do romańskiego wnętrza świątyni zostały zniszczone w pierwszej połowie XX wieku. *** Zdaje się, że pogoda ducha, radość i dobro, w jakie niebiosa wyposażyły Świętego Mikołaja, unoszą się nad Bari. Gdzie ci nożownicy? Czy oprócz tego wyjątkowego miejsca miasto jeszcze czymś może nas obdarzyć? Jego długa i niezwykła historia - najpierw osady zwanej Barium, od VI do X wieku najpotężniejszego portu południowo-wschodnich Włoch, zdobytego przez Normanów, którzy zbudowali w nim potężną twierdzę, przebudowaną i wzmocnioną następnie przez króla Sycylii Fryderyka II - widoczna jest i w potężnych murach Fortino o nieco renesansowej bryle, i w murach pięknej XII-wiecznej gotycko-normańskiej katedry św. Sabina, pierwszego patrona Bari (odebrała jej znaczenie bazylika Świętego Mikołaja). Mówią o niej także zaułki i słynne podwórka Civita Vecchia, które złą sławę zawdzięczały - być może - powojennej biedzie i zaniedbaniu, trwającym uporczywie i wciąż jeszcze widocznym. Dziś spokojne, wręcz uśpione późną nocną godziną, migające blaskiem wiecznych lampek z niezliczonych ołtarzyków maryjnych, mikołajowych, malowniczo odrapane, staje się niezwykle pociągające, tajemnicze i egzotyczne. Do Bari nie można przyjechać tylko na chwilę. Do bazyliki wraca się czasem nawet kilka razy. Także miasto przyciąga jak magnes - zarówno to nowoczesne i dynamiczne, jak i stare, z labiryntem uliczek, z wypakowanymi do niemożliwości skuterami i zapachem świeżej ryby, a także gwarem ulicznym cichnącym w okolicach świątyni. Nie wracamy jednak z pustymi rękami, z pustymi duszami. Czy to zasługa Świętego Mikołaja, cudownej manny, czy może otwartych na oścież włoskich domów buchających parą garnków z aromatycznym spaghetti? Nie wiemy. Wyjeżdżamy stąd z sercem, duszą i umysłem otwartym na człowieka. Zapewne to dar, który Święty Mikołaj fundował i funduje, wszystkim przybywającym do jego miasta, nie tylko w grudniowy poranek. MELANIA TUTAK
Scena z Trzech córek. Święty Mikołaj wrzuca przez okno pieniądze na posag dla córek sąsiada. Tempera na desce Fra Angelico z 1437 roku. W spisanym w pierwszej połowie IX wieku żywocie autorstwa archimandryty Michała, w rozdziałach od dziesiątego do osiemnastego, po raz pierwszy pojawiła się bardzo popularna legenda o trzech córkach.
Polskie legendy: O trzech świnkach w Karkonoszach Pewnego dnia Duch Gór Karkonosz znudzony chodzeniem po górach postanowił zejść do osad ludzi i poznać ich zwyczaje, pracę, radości i smutki. W tym celu przemienił się w młodego chłopaka i przybrał imię Janek. Tak przygotowany zszedł ze szczytów gór i udał się do wioski Piechowice. Tam rozpytywał się o jakieś zajęcie dla siebie, ale ze względu na młody wygląd mógł liczyć tylko na pracę przy pilnowaniu zwierząt. Zatrudnił się więc u jednego z gospodarzy przy wypasaniu świń. Wybrał go, gdyż człowiek ten wyglądał na zamożnego, posiadał duże stado zwierząt składające się ze stu sztuk i na pewno musiał być mądry skoro dorobił się takiego bogactwa. Nie wiedział jednak Karkonosz, że jego pracodawca słynie w okolicy ze swojego skąpstwa, a jego majątek zbudowany został na wykorzystywaniu innych ludzi. Dostał więc Duch Gór pod swoją opiekę podobnie jak inne pastuchy dziesięć świń. Poszedł je wypasać na pobliskich łąkach ogrzewanych promieniami słonecznymi i pachnących różnorodnym kwieciem. Gdy było mu za gorąco szukał cienia w gęstych lasach bogatych we wszelkiego rodzaju owoce. Gdy pasterz lub zwierzęta byli spragnieni zatrzymywali się nad krystalicznie czystymi potokami. Co tydzień pastuchy musiały wracać do pracodawcy, który kontrolował stan swoich zwierząt, ważył je i mierzył. Stadko Ducha Gór wyglądało nadzwyczaj zdrowo. Świnie były czyste i przybrały niezwykle dużo na wadze jak na tydzień wypasania. Zwolnił więc gospodarz jednego z pastuchów, a jego stado połączył ze zwierzętami Karkonosza. Po kilku dniach Janek przyprowadził swoje 20 świń do kontroli przez pracodawcę. Zwierzęta ponownie były w nienagannym stanie, a chłopiec nie wyglądał wcale na zmęczonego. Chciwemu gospodarzowi, aż oczy się zaświeciły na myśl ile może zarobić na tym pastuszku. Zwolnił kolejnych dwóch pracowników i ponownie powiększył stado Ducha Gór. Oczywiście pasterz musiał pracować wciąż za te same pieniądze. Po kolejnym tygodniu zgodnie z przewidywaniami świnie były w jeszcze lepszej formie. W ciągu kilku następnych dni chłopak pasł już całe stado chciwego gospodarza. Jesienią Karkonosz stwierdził, iż zobaczył w tym miejscu wszystko co chciał i czas ruszać w inne strony. Poszedł więc do gospodarza, oznajmił mu swoją decyzję i poprosił o należne pieniądze choć nie było ich za wiele. Chłop prosił Janka, aby został u niego jeszcze kilka miesięcy, proponował mu nawet podniesienie płacy o pół grosza. Duch Gór podjął jednak decyzję i nikt nie mógł jej zmienić. Nie spał i nie jadł chciwy gospodarz z udręki przez trzy dni. Myślał i myślał jak może zatrzymać chłopaka, aż wpadł na diabelski pomysł. Zakradł się nocą do stada świń. Porwał trzy z nich i wyprowadził na stok Szrenicy, gdzie uwiązał je do krzewu. Rano zaś udał się by porozmawiać z pastuchem. - Dobrze chłopcze, idź swoją drogą. Jednak zanim wypłacę Ci twoje pieniądze muszę sprawdzić czy dobrze wywiązałeś się ze swoich obowiązków - rzekł gospodarz. Kiedy przeliczyli świnie i okazało się, iż trzech z nich brakuje chłop udawał bardzo złego. Krzyczał, że Janek na pewno ukradł i sprzedał jego zwierzęta, że aby spłacić ten dług będzie teraz musiał pracować u niego przez najbliższe 10 lat. Tego było już za wiele dla Karkonosza. Przez długie tygodnie pracy poznał prawdziwe oblicze gospodarza i teraz bez trudu przejrzał jego plan. Przybrał swoją prawdziwą postać, porwał człowieka na szczyt Szrenicy. Kiedy już się tam znaleźli wskazał palcem krzaki w których były ukryte trzy świnki i szeptem wypowiedział zaklęcie. Zwierzęta zaczęły rosnąć, rosnąć i rosnąć. Kiedy przybrały rozmiar chat rozległ się huk. Świnki pękły, a na ich miejscu pojawiły się trzy wielkie, granitowe skały.
Wybierz te słowa oraz frazy, które podają prawdziwe informacje na temat Legendy o trzech żywych i trzech umarłych. Anonimowy autor Legendy o trzech żywych i trzech umarłych chciał uzmysłowić czytelnikom, że (tu wybierz: wszyscy są wobec śmierci równi / wypełnianie przykazań uchroni przed śmiercią). W tym celu zastosował (tu
Polskie legendy: Złota Brama Dawno temu w niewielkiej wiosce u stóp Karkonoszy mieszkał ubogi rolnik. Jego jedynym dobytkiem była owca, gdyż na inne gospodarskie zwierzęta nie było go stać, a gleba była nieurodzajna i dawała mizerne plony. Pewnej wiosny, gdy w chacie nie pozostało już nic do jedzenia, rolnik wyszedł przed dom. Zastanawiał się, w jaki sposób zdobyć pożywienie i nakarmić rodzinę. Wtedy jego wzrok padł na owcę, skubiącą zmarzniętą trawę. Owca wpatrzyła się w mężczyznę, a potem zaczęła się powoli oddalać. Cały czas się oglądała, więc w końcu chłop ruszył za nią. W ten sposób dotarli aż do Lasockiego Grzbietu. Owca nagle zatrzymała się nad bijącym z ziemi źródłem. Rolnik spojrzał w wodę i zaniemówił, gdy na dnie dostrzegł złoty piasek. To było jego wybawienie. Nakarmi rodzinę, kupi więcej ziemi i zwierząt i bieda już nigdy nie zawita pod strzechę jego chaty. Ochoczo zabrał się do wydobywania cennego piasku. Pracował długo, a góra złota wciąż rosła. Mężczyzna zapomniał o rodzinie i o celu swojej pracy, marzył tylko o tym, żeby wydobyć jak najwięcej złota i wybudować z niego złotą bramę do szczęścia. Przez wiele dni pracował bez ustanku i nie wiedział, że jego żona i dzieci nie wytrzymali skrajnego głodu. Chciwość zaślepiła go całkowicie. Dopiero Duch Gór postanowił ukarać rolnika i przerwać to szaleństwo. Góry złota zamienił w skały, które do dziś nazywane są Złotą Bramą. A o ubogim chłopie słuch zaginął.
Legenda o Trzech Królach Jana z Hildesheim stała się źródłem następnych legend o Trzech Królach, a także powstałych zwyczajów związanych z Trzema Królami. Historia Trzech Króli opisana przez Jana z Hildesheim rozpoczyna się wyjściem dzieci Izraela z Egiptu, a kończy trwałym kultem relikwii w Kolonii.
Mit trwa do dziś, ale nigdy nie znaleziono map pokazujących położenie legendarnej złotej rafy, a przez kolejne dziesięciolecia opowieść o rafie i jej odkrywcy przybrała mityczne proporcje. Jest to prawdopodobnie najsłynniejsza legenda o zaginionej kopalni w Australii i pozostaje „świętym Graalem” wśród australijskich poszukiwaczy.
. hhh0e458x8.pages.dev/190hhh0e458x8.pages.dev/19hhh0e458x8.pages.dev/159hhh0e458x8.pages.dev/134hhh0e458x8.pages.dev/300hhh0e458x8.pages.dev/319hhh0e458x8.pages.dev/277hhh0e458x8.pages.dev/271hhh0e458x8.pages.dev/179
legenda o trzech workach złota